I jeszcze kilka zdjęć z Czerwonego Fortu zakwalifikowanych jako różne.
Fatehpur
Sikri nazywane jest miastem-widmem. Choć zostało gruntownie i nowocześnie
zaplanowane, za stolicę służyło Akbarowi tylko przez 14 lat. Potem władca już
do niego nigdy nie powrócił. Pewne teorie twierdzą, że ludność opuściła
miasto na skutek braku wody. Wydaje się to jednak mało prawdopodobne, biorąc pod uwagę z jaką starannością zostało ono rozplanowane. Inna, bardziej prawdopodobna wersja zakłada, że Akbar wcale nie planował zakładać tam stolicy na stałe - miasto było mu jedynie potrzebne jako baza do podboju nowych terenów. Tak czy inaczej, historia miasta jest bardzo tajemnicza.
Następny
dzień rozpoczęliśmy podróżą do Jaipuru. I w tym miejscu nadszedł czas na krótką
dygresję o podróżowaniu pociągiem w Indiach.
Indyjskie
koleje należą do największych na świecie. Pierwsza linia kolejowa w Indiach
został otwarta w 1853 roku i prowadziła z Mumbaju do Thane. Obecnie sieć
torowisk licząca ponad 65 tysięcy kilometrów, pokrywa cały kraj, przewożąc
każdego dnia ponad 23 miliony pasażerów. W Indiach obowiązuje system
internetowej rezerwacji biletów. Biletu nie daje się właściwie nigdy kupić z
dnia na dzień. Podróż należy organizować z dużym wyprzedzeniem. Dla pechowców,
którym zabrakło miejsc zawsze pozostaje przedział, w którym miejsca nie są
objęte rezerwacjami. Jest to najtańsza forma podróżowania, zazwyczaj ekstremalnie
zatłoczona, bez gwarancji tego, że po drodze uda się usiąść. Pozostałe wagony,
już objęte systemem rezerwacji zatłoczone nie są. Do pociągu wpuszczani są
tylko ci, którzy dysponują biletem, a liczba sprzedawanych biletów równa jest
liczbie dostępnych miejsc. Klas biletowych jest wiele. W skrócie, aby nie
wdawać się zbytnio w szczegóły, kryteria biletowe są dwa. Po pierwsze, o cenie
decyduje to czy wagon jest klimatyzowany – wagony bez klimatyzacji, zamiast
szyb w oknach mają kraty. Po drugie, istotna jest liczba miejsc siedzących w
przedziale: od 4 w pierwszej klasie, do 8 w trzeciej.
Ceny
biletów są rozsądne, co potwierdzają nasze doświadczenia. Przejażdżka dla dwóch
osób, z Agry do Jaipuru, drugą klasą z klimatyzacją kosztowała około 1700 rupii
(80 PLN). Dla tej samej trasy i liczby osób, tylko w przedziale pierwszej klasy
z klimatyzacją zapłacilibyśmy o 1000 rupii (50 PLN) więcej. Nasz super
ekskluzywny przejazd z Delhi do Agry, najszybszym pociągiem w Indiach, nudnawym
ekspresem Shatabdi, kosztował nas 2000 rupii (100 PLN).
Wagon
drugiej klasy AC był bardzo porządny. Pociąg miał już za sobą całą noc jazdy i
w Agrze zastaliśmy siedzenia porozkładane do formy łóżek. Został nam zaproponowany
czysty komplet pościeli, gdybyśmy chcieli się zdrzemnąć. Nie byliśmy nim
zainteresowani, złożyliśmy fotele tak, aby dało się na nich usiąść i zajęliśmy
się wyglądaniem przez okno. Właściwie przez całą drogę w wagonie byliśmy sami.
Nie licząc dwóch panów z bronią długą, prawdopodobnie ochrony pociągu. Ja z
obecności panów się cieszyłam. Mąż przeciwnie. Nie czuł się komfortowo z
faktem, że broń stała sobie spokojnie oparta o łóżko, kiedy panowie spali,
po ciężkiej nocy... Podróż przebiegła bez żadnych problemów. Raz na jakiś czas,
kiedy zatrzymywaliśmy się na stacjach, przez przejście przetaczała się fala
sprzedawców przekąsek i Masala Chai. Tak sobie myślę, że jedynym problemem,
gdyby było więcej podróżnych, mogłyby być bagaże, bo nie znaleźliśmy miejsca,
gdzie moglibyśmy upchnąć naszą walizkę.
|
Przedział drugiej klasy, klimatyzowany. Firanki, przeznaczone do zasłonięcia się w nocy, w ciągu dnia też zapewniają prywatność i nie są wcale tak straszne, jak wyglądają. Siedzenia skóropodobne - ale to też stanowi przewagę nad pluszowymi. Zapewnia wyższy poziom higieny i ochronę przed robaczkami lubiącymi mieszkać w puchatych materiałach. |
Do
Jaipuru, 328 kilometrów pokonaliśmy w pięć i pół godziny. Daje nam to zawrotną
prędkość średnią 60 kilometrów na godzinę. Potwierdzam, że czasami żółw mógłby
nas spokojnie wyprzedzić. Ale zupełnie nam to nie przeszkadzało. Widoki za
oknem były tak ciekawe, że podróż do Jaipuru uważam za jedno z najciekawszych doświadczeń w Indiach.
Na
koniec wspomnę jeszcze o jednym ciekawym rytuale związanym z podróżowaniem
pociągiem. Pozwoliłam sobie go nie dokumentować na zdjęciach... Rytuał ten
dotyczy nie podróżnych, ale lokalnych ludzi, którym zdarzyło się mieszkać w
okolicach torów kolejowych. Jadąc pociągiem o świcie, obserwuje się grupy
mężczyzn zmierzające z butelkami wody ku torowiskom. Ci, którzy już dotarli do
obranego miejsca, zdejmują spodnie, wypinają pupy i oddają się czynnościom
naturalnym typu drugiego. Rzeczowo ujmując, przy torach odbywa się masowe sranie!
Już odpowiadam na pytania. Po co woda? Pamiętacie jak kiedyś wspominałam, że Hindusi
nie używają papieru toaletowego i jedzą tylko prawą ręką, uznając lewą na
nieczystą... No właśnie! Dlaczego tylko mężczyźni? W przypadku kobiet rytuał
przebiega podobnie, tylko ma miejsce przed świtem, kiedy jeszcze jest ciemno.
Dlaczego przodem do przejeżdżających pociągów, a nie tyłem? Nie mam pojęcia.
Ale podejrzewam, że tak ciekawiej, bo coś się dzieje, a Hindusi w pozycji
złożonego scyzoryka, z kolanami pod brodą potrafią naprawdę długo wytrwać.
Kiedy tak dłużej o tym myślę, to nawet pewien sens zaczynam dostrzegać. Po
pierwsze toalet nie mają. Po drugie, własnego pola ani domu nie zabrudzą. Po
trzecie, z pola sąsiada zostaną wygonieni, a przecież nikt nie lubi jak mu się
przerywa w trakcie! A na pokładach kolejowych słońce odpowiednio kupkę wysuszy,
a potem monsun spłucze. I już będzie czysto!