Po pierwsze, mój
Mąż zaintrygowany tematem orła, co
wyglądał jak jastrząb, poszperał. Tym razem okazało się, że nasz orzeł indyjski
najprawdopodobniej nie jest wcale orłem, tylko Kanią czarną (Black Kite). Sami
się uczymy! Znalazł bardzo interesującą stronę o ptakach w Mumbaju, i okazało
się po prostu, że orzeł stepowy nie zamieszkuje tej części Indii.
Nasze
ptaszysko robi się coraz odważniejsze i już nie ucieka ma mój widok. Widocznie
można się przyzwyczaić. Pozwolił mi nawet dziś podejść do krawędzi balkonu i chwilę poprzyglądaliśmy się sobie wzajemnie. Dziś był na balkonie aż cztery razy i
spożył na nim posiłek. Rozrywał sobie po kawałku myszkę. Dania nie skończył i
zostawił resztki, na pewno bardzo miły prezent dla ludzi tam
mieszkających. Ja też raz znalazłam u nas martwego wróbelka, zaraz w pierwszym tygodniu, kiedy wprowadziliśmy się do mieszkania. Gdybyśmy nie mieszkali na najwyższym piętrze, to pomyślałabym, że dzień wcześniej słuchaliśmy za głośno muzyki i sąsiedzi postanowili nam zrobić prezent powitalny...
Przedstawiam
więc naszą Kanię, z rodziny jastrzębiowatych. „Grzbiet ciemnobrunatny, głowa
jaśniejsza od tułowia, drobno kreskowana. Ogon (...) brunatny i drobno
prążkowany. Dziób żółty z czarną końcówką, nogi żółte.” Mieszka zazwyczaj w
pobliżu bagien oraz wysypisk śmieci. Żywi się drobnymi
gryzoniami. Nie pogardzi również padliną, śniętymi rybami oraz odpadkami wyrzucanymi
przez rybaków. To tłumaczy duże natężenie kań w Mumbaju, w czasie odpływu,
kiedy przeszukują tereny odsłonięte przez wodę. Co by zresztą nie mówić –
miasta w Indiach są swego rodzaju śmietnikiem.
Po drugie, rozwikłaliśmy również zagadkę papug z naszego tarasu. Są to Aleksandretty obrożne. Prawda, że ładnie? Ptaki bardzo towarzyskie, żyjące w dużych i hałaśliwych stadach. U samca, od dolnej połowy brody, poprzez policzek, aż po boki szyi ciągnie się u nich na głowie czarna półobroża. Pod nią widać cienką, różową linię, zaś nad nią niebieską, sięgająca tylnej części głowy. U samicy brakuje niebieskich, różowych i czarnych elementów.
Ptaki rzeczywiście latają zazwyczaj przynajmniej po dwa, bawią się ze sobą i gonią. Teraz już wiem o co chodzi! Są to po prostu pary: samiec i samiczka. Siadają na kablach w pewnej odległości i wtedy on rozpoczyna, pomagając sobie łapami i dziobem, wędrówkę do samiczki. Wygląda do fantastycznie!
Potem ptaki się wzajemnie dziobią, czyli mówiąc fachowo, czubią.
Następnie są już tylko kolejne fazy związku. Samo życie!
Kania czarna. W szponach trzyma posiłek - myszkę. |
Po drugie, rozwikłaliśmy również zagadkę papug z naszego tarasu. Są to Aleksandretty obrożne. Prawda, że ładnie? Ptaki bardzo towarzyskie, żyjące w dużych i hałaśliwych stadach. U samca, od dolnej połowy brody, poprzez policzek, aż po boki szyi ciągnie się u nich na głowie czarna półobroża. Pod nią widać cienką, różową linię, zaś nad nią niebieską, sięgająca tylnej części głowy. U samicy brakuje niebieskich, różowych i czarnych elementów.
Ptaki rzeczywiście latają zazwyczaj przynajmniej po dwa, bawią się ze sobą i gonią. Teraz już wiem o co chodzi! Są to po prostu pary: samiec i samiczka. Siadają na kablach w pewnej odległości i wtedy on rozpoczyna, pomagając sobie łapami i dziobem, wędrówkę do samiczki. Wygląda do fantastycznie!
Wędrówka samca po kablu |
Po trzecie, pojawiły nam się na balkonie
nietoperze. Widzieliśmy trzy. Dość duże, latają szybko i chaotycznie. Znalazłam
informację, że duże stada nietoperzy mieszkają w Mumbaju w obszarze
Five Gardens, niedaleko bardzo słynnej i otwartej dla obcych kolonii Parsi,
czyli po polsku Parsów lub Zaratusztrian. Myślę, że wkrótce się tam wybierzemy.
Tak na marginesie - to wiecie kto był najsłynniejszym Parsem? Freddie Mercury,
a właściwie Farrokh Bulsara.
Nad naszymi głowami, latają ostatnio również
bardzo intensywnie stalowe ptaki – helikoptery. Helikopterami w Indiach przemieszczają się zasadniczo
najbogatsi, a co za tym idzie najczęściej gwiazdy Bollywood. Główne hale
fabryki filmów znajdują się w północnym Mumbaju, od strony Morza Arabskiego.
Kiedy byliśmy w Juhu, dzielnicy położonej tuż nad wodą, właściwie co pół godziny
jakiś przelatywał nisko nad morzem, równolegle do linii brzegowej. W zeszłym
tygodniu był taki dzień, że bez przerwy latały mi nad głową, z każdej strony. Może robili zdjęcia do jakiegoś nowego filmu...
Po czwarte, w sobotę w nocy była burza. Spaliśmy z otwartym oknem i o 2 nad ranem obudził nas wiatr. Potem zaczęło się błyskać i lunął deszcz. Mąż powyłączał szybko laptopa i lampki choinkowe, bo w indyjską instalację elektryczną nie wierzy. A potem staliśmy przy oknie, jak dzieci, z otwartymi ustami, jakbyśmy nigdy burzy nie widzieli. A burza była solidna! Tylko o tej porze roku, w Mumbaju?! Przecież tu pada tylko w monsunie, a mu mamy środek zimy! Najpierw pomyśleliśmy, że może jakiś huragan miał to nas przyjść. Trzeba przyznać, że ostatnio nie jesteśmy na bieżąco z informacjami ze świata. No ale nie, przecież Mąż dostaje codziennie alerty o sytuacji bieżącej i możliwych zagrożeniach w Indiach, i nic nie prognozowali. Nie tylko my byliśmy zaskoczeni, znajomi Hindusi również...