W sierpniu stwierdziliśmy, że chcielibyśmy czytać lokalną
prasę. Zagadaliśmy z naszym kierowcą, kierowca z ochroną budynku, a ochrona
budynku z kolporterem gazet. Od tej pory każdego dnia, za jedyne 6 rupii
dziennie, czeka na nas pod drzwiami stosik makulatury. Prenumerujemy „Mumbai
Mirror” oraz „The Times of India”. Dostajemy również „Bombay Times”, które nas jednak
średnio interesuje i zazwyczaj ląduje w koszu po pobieżnym przejrzeniu. Jest to
dodatek o życiu lokalnych celebrytów i gwiazd Bollywood.
Artykuły o tym, co się dzieje w mieście bywają czasami
wstrząsające i przerażające, ale w przeważającej części są po prostu śmieszne.
Problem polega tylko na tym, że nie mają one być wcale zabawne z założenia. Niektóre
zdarzenia są dla nas tak absurdalne, że aż trudno uwierzyć w ich autentyczność.
Całe dwa dni Mumbaj szukał onanisty! W poniedziałek 17
sierpnia rano na Kolabie (ekskluzywna dzielnica na południu miasta) pewien
młody i wykształcony (w Indiach fakt, że ktoś jest „graduaded” jest niezwykle
istotny) pośrednik handlowy, poczuł potrzebę pokazania przypadkowej kobiecie na
ulicy, co nosi w spodniach. Miał pecha, a nawet poczwórnego pecha! Po pierwsze,
kobiecie widok o poranku się nie spodobał. Po drugie, kobieta była narodowości amerykańskiej. Po
trzecie, pracowała jako menadżerka w Ernst & Young, a ludzie żyjący w
stresie są bardziej nieprzewidywali i mściwi. Po czwarte, miała aparat
fotograficzy i wiedziała jak się go używa. Zdjęcie z odpowiednim komentarzem
zamieściła na wszelkich możliwych portalach społecznościowych. Sprawa została
nagłośniona do tego stopnia, że zainteresowała się nią sama premier stanu Maharashtra
i nakazała policji wszczęcie śledztwa oraz przesłuchanie poszkodowanej i świadków zdarzenia. I tak cały Mumbaj – prasa, telewizja, policja, media
społecznościowe - szukał onanisty. Znaleźli go w czwartek. Biedak tłumaczył
się, że on chciał przecież tylko na środku ulicy oddać mocz, a kiedy
spostrzegł, że zła kobieta robi mu zdjęcia, to się przestraszył i uciekł.
Zapytany dlaczego nie zgłosił się na policję, kiedy wszyscy go szukali,
wyjaśnił, że przez ostatnie trzy dni nie oglądał telewizji, nie słuchał radia,
nie wychodził z domu i nie korzystał z Facebooka... Ta... We wszystko jestem w
stanie uwierzyć, ale nie w to, że dwudziestoletni Hindus jest w stanie
wytrzymać bez Facebooka!
Ludzie w Indiach szybko się uczą! Dzień po tym, kiedy
gazeta poinformowała, że onanista został rozpoznany i zatrzymany, pewni
praworządni Hindusi znaleźli sposób, aby sobie dorobić. Kiedy zauważyli, że
kierowca samochodu wysiadł, aby w krzakach na poboczu zrealizować potrzebę
fizjologiczną, podążyli za nim i nagrali film. Stwierdzili, że dobrze widzieli,
co robił, a mianowicie próbował zwrócić uwagę przechodzącej kobiety,
masturbując się. Cała historia mogłaby się wydać nawet prawdopobna, gdyby
panowie po upomnieniu mężczyzny, nie kazali mu zapłacić 1 lakha rupii (100.000
rupii – 5.000 pln). Porwali go i zmusili do przyznania się do domniemanej
masturbacji, a wyznanie nagrali. Dalej szantażyści, grożąc opublikowaniem obu
fimów na serwisach społecznościowych, udali się z mężczyzną do bankomatu.
Dostali pieniądze w wysokości dziennego limitu wypłat i obiecali
zgłosić się po resztę. Tak też zrobili, ale wtedy razem z poszkodowanym czekali
na nich już policjanci... Jaki z tego wniosek? Drogi Mężu, zanim w Indiach dasz
się pokonać naturze, sprawdź, czy nikt nie wyciąga telefonu komórkowego!
Dwudziestego sierpnia z kolei, „The Times of India” doniósł,
że dyrektor pewnej wiejskiej szkoły postanowił pewnego dnia odwołać lekcje i
zamknąć szkołę już o dziesiątej rano. Miał niewątliwie ważny powód –
potrzebował pomieszczeń szkoły, aby móc się spokojnie spotkać romantyczno-prywatnie
z dyrektorką szkoły z sąsiedniej wioski. Rodzice zaniepokojeni faktem, że
dzieci wróciły do domu kilka godzin wcześniej niż zwykle, postanowili sytuację
wyjaśnić. Wezwana przez zdenerwowanych rodziców policja, zabrała parę na przesłuchanie
i zostały obojgu postawione zarzuty obscenicznego zachowania w miejscu
publicznym, a przestępstwo to jest karane w Indiach nawet karą więzienia. Wystarczyło poczekać kilka godzin... Zaraz obok na tej samej
stronie, w podobnym tonie, informacja, że studenci postanowili zbojkotować
egzaminy, bo wykładowcy nie dostarczyli im (w przeciwieństwie do lat
poprzednich) ŚCIĄG! Aby ich protest nie został odebrany jako śmieszny,
niektórzy z nich zadali sobie rany cięte, a jeden próbował się nawet powiesić!
Na miejsce została wezwana policja, a termin egzaminu został przesunięty.
Niektóre opisywane sytuacje są tak absurdalne i
wstrząsające, że czasami muszę przeczytać artukuł po raz kolejny, bo mam
nadzieję, że coś źle zrozumiałam. Tak było właśnie w przypadku tekstu o wypadku
kolejowym. Pociąg śmiertelnie potrącił człowieka. Taki wypadek może się zdarzyć w każdym
innym miejscu na świecie. Ale chyba tylko w Indiach możliwe jest, aby sześć
godzin trwały nad ciałem kłótnie między policją a służbami koleji, o to, kto
powinien sprzątnąć zwłoki. Dyskusje były na tyle pochłaniające, że nikomu nie
przyszło do głowy, aby zabrać ciało z torów, albo wstrzymać ruch pociągów...
Szesnaście pociagów później, kiedy został osiagnięty konsensus, zwłoki były już
tak zmasakrowane, że nie nadawały się do identyfikacji, i musiały zostać skremowane
jako NN, na koszt państwa.
Czytanie lokalnej prasy przypomiało mi inną - absurdalną
sytuację z czerwca. W ramach wyjaśnienia, otrzymujemy codziennie alerty
bepieczeństwa z informacją o tym, co dzieje się na świecie i w Indiach. Pewnego
dnia przyszła do nas mailowo właśnie tego typu informacja, o możliwych
problemach w podróżowaniu do Kerali (stan w Indiach), w związku ze strzelaniną
na tamtejszym lotnisku, Kozhikode International Airport. Wzmianka o dość lakonicznej treści, że zdarzenie raczej nie ma nic wspólnego z działalnością
terrorystyczną, wzbudziła nasz niepokój. Wszystko zacząło się wyjaśniać wraz z treścią
następnych maili. Uczucie niepokoju odpłynęło. Okazało się mianowicie, że na
lotnisku strzelali do siebie wzajemnie pracownicy ochrony lotniska oraz policja
lotniskowa. Policjanci chcieli wejść na teren lotniska bez kontroli,
ochroniarze bardzo się o tę kontolę dopominali. Gorąca indyjska krew i brak
myślenia zadziałały doskonale – lotnisko zamknięto, loty wstrzymano,
przynajmniej jedna osobo zginęła, kilka zostało rannych. Mam tylko nadzieję, że
ewolucja wyeliminowała tych, których powinna, a nie przypadkowe osoby, które miały
pecha znaleźć się w niewłaściwym miejscu, o złym czasie...
Mniej więcej w tym samym czasie, kiedy rozważano o
moralności dyrektora wiejskiej szkoły, media doniosły o nowej sprawie. Od końca
sierpnia cały Mumbaj żyje aferą kryminalną z wyższych sfer. Żona indyjskiego
potentata medialnego została oskarżona o zabójstwo swojej siostry. Sprawą
zainteresowaliśmy się, gdy kolejnego dnia gazety poinformowały, że ofiara nie była właściwie siostrą oskarżonej, ale córką! Od tego czasu już wiedzieliśmy, że ta telenowela ma
duży potencjał i z wypiekami na twarzy czekaliśmy na każde nowe wydanie gazety.
Jakie są więc szczegóły zabójstwa w indyjskim stylu? Dziewczyna została
uduszona w kwietniu 2012, a ciało porzucono gdzieś w buszu, na obrzeżach
miasta. Zabójstwo zaplanowali siostra-matka, były mąż matki (ojczym
dziewczyny), a do pomocy został zatrudniony kierowca matki. Kiedy dziewczyna
zniknęła, matka powiedziała wszystkim, że ofiara wyjechała do USA i nie chce z
nikim utrzymywać kontaktu. Podejrzane, ale nikt jej specjalnie nie szukał. Motyw?
Matce nie podobało się, że dziewczyna była w związku z synem jej obecnego męża (z pierwszego małżenstwa).
Gazety także donosiły, że matka była przez córkę szantażowana. Podobno chodziło
o pranie pieniędzy i unikanie płacenia podatków, ale nawet patrząc na
powiązania rodzinne, o których nikt nie wiedział, myślę, że tematów do szantażu
znalazłoby się przynajmniej kilka. Ciało dziewczyny znaleziono (zmasakrowane i
nadpalone) miesiąc później. Policja zebrała szczątki, sporządziła notatkę,
wysłała trzy próbki do szpitala do analizy, resztę skremowała i o sprawie zapomniała.
Urzekła mnie informacja, że w przypadku znalezienia zwłok w tym miejscu jest to
procedura standardowa. Miejsce to jest bowiem tak lubiane przez morderców, że w
okolicy znaleziono już w sumie osiem trupów. Czas płynął i płynął. Dopiero
kilka miesięcy temu, po serii anonimowych telefonów, że sprawę zniknięcia
dziewczyny należy zbadać, zainteresowano się kierowcą. Ten z kolei złapany
przez policję z magazynem nielegalnej broni w bagażniku, skonkludował, że to on
ma najwięcej do stracenia i zawiśnie najprawdopodobniej jako pierwszy (Indie
stosują karę śmierci), więc postanowił wspópracować. Złożył zeznanie i pokazał
policji, gdzie zostały ukryte zwłoki. I tu policja skojarzyła, że rzeczywiście
jakieś zwłoki w tym miejscu kiedyś znaleziono i udało się dotrzeć do notatki
sprzed lat. Stwierdzono również z przerażeniem, że te próbki wysłane do
analizy, wciąż na nią czekają! Niemniej jednak udało się zbadać DNA i
potwierdzić, że dziewczyny nie należy bynajmniej szukać w USA. Ach zapomniałam
dodać, że dziewczyna miała brata. Brat ogłosił w prasie, że matka próbowała go
już trzy razy zabić, a raz nawet wynajęła w tym celu profesjonalistę. Jako że
syn okazał się przezorny i trudno było się go pozbyć, matka sfałszowała
dokumenty i umieściła go na pewien czas w szpitalu dla umysłowo chorych. Syn
stwierdził na koniec, że zna motyw matki, ale poczeka z jego ujawnieniem, dając
jej samej szansę na opowiedzenie prawdy... Sprawa jest więc rozwojowa! Czekamy
na odcinek 101 naszej telenoweli! Całej sprawie pikanterii dodaje fakt, że
ofiara mieszkała w naszej dzielnicy -
tak więc wszystkie przesłuchania i konfrontacje odbywają się na posterunku
policyjnym, dwie przecznice dalej. Cała ulica jest natomiast obstawiona wozami
transmisyjnymi i dziennikarzami. Ach i jeszcze więźniowie przetrzymywani na tym
posterunku ogłosili protest, gdyż sami muszą tłoczyć się w małych celach,
podczas gdy do dyspozycji matki oddano całe piętro, a policja dowozi jej
posiłki i ubrania...
W gazecie przeczytaliśmy również o Dahi Handi. Jest to
festiwal, który odbywa się każdego roku w sierpniu, a szczególnie celebrowany
jest właśnie w stanie Maharashtra i w Mumbaju. O jego istnieniu dowiedzieliśmy
się niestety po fakcie. Mieliśmy pecha, bo cała zabawa miała miejsce w
niedzielę (6 września), którą to całą spędziliśmy w samolocie z Monachium do
Mumbaju.
O co w Dahi Handi chodzi? W młodości bóg Krishna, razem z
przyjaciółmi, stawali sobie wzajemnie na ramionach, budując ludzkie piramidy,
aby dosięgnąć i skraść wywieszone przez sąsiadów w oknach garnuszki z masłem lub
śmietanką. Uczestnicy festiwalu, zwani govindami,
czynią podobnie z tą różnicą, że pojemniczki z łakociami nie są przypadkowo
kradzione z okien sąsiadów, tylko celowo wywieszane przez organizatorów na
stosownych wysokościach, w różnych częściach miasta. Celem zabawy jest zerwanie
największej ilości garnuszków. Wymaga to niewątpliwie dużej koncentracji,
sprawności, wzajemnego zaufania i wielu godzin ćwiczeń. Tradycyjnie grupom
akrobatycznym towarzyszą tłumy, śpiew i muzyka, a także woda, którą polewają publiczność.
Zdjęcie niestety nie jest mojego autorstwa, ale pozwala sobie wyobrazić, jak takie piramidy wyglądają. Źródło: Wikipedia (https://en.wikipedia.org/wiki/Dahi_Handi) |
Kolejne radosne indyjskie święto! Hindusi nie są jednak
tak jednoznacznie pozytywnie do niego nastawieni. Zarzucają mu, że jest
przyczyną korków w mieście, a tłumy ludzi hałasują i zostawiają po sobie tony
śmieci. Z tymi spostrzeżeniami bym polemizowała, bo dla mnie opisany stan jest
po prostu indyjską codziennością. Uważam natomiast, że kolejne dwa argumenty są
jak najbardziej zasadne. Po pierwsze, budowanie takich konstrukcji jest bardzo
niebezpieczne, zarówno dla samych akrobatów, jaki i tłumu, w który piramida
może się zawsze przewrócić, i grozi bardzo poważnymi uszkodzeniami ciała, a
nawet śmiercią. W zeszłym roku władze Mumbaju wprowadziły ograniczenie
dozwolonej wysokości piramidy do 20 stóp (około 6 metrów) i zakazały udziału
dzieci poniżej 12 lat. A skąd tam dzieci?! Przecież na górę zawsze wstawia się najlżejszego, a idąc dalej tym sposobem
rozumowania, to im młodszy, tym lżejszy... Ten rok był podobno bardzo
bezpieczny – szpitale odnotowały tylko 129 zgłoszeń (w 2014 roku 360, a w 2013
- 650), z których większość stanowiły zwykłe złamania i stłuczenia, oraz jeden
przypadek śmiertelny. Po drugie, wracając do zarzutów wysuwanych w związku z
obchodami Dahi Handi, wstrząsające jest takie marnowanie wody, w momencie, gdy
już jest wiadomo, że do następnego monsunu czeka nas susza!
I tu nastał czas na najpoważniejszą informację tego
wpisu. Pamiętacie, jak ostatnio opisywałam deszczowy czerwiec w Mumbaju i
zastanawiałam się co będzie dalej?! W lipcu monsun stwierdził, że
wystarczy – zmęczył się i musi odpocząć! Odpoczywał tak również cały sierpień!
W ciągu ostatnich dwóch miesięcy w mieście zarejestrowane opady są najniższe od
10 lat. Mówiąc otwarcie, grozi nam susza. W dwóch zbiornikach wody dla Mumbaju,
wystarcza jej na odpowiednio 235 i 187 dni, choć powinno na 321. Już teraz
dostawy wody zostały ograniczone o 20%. W mieście, gdzie woda płynie z kranu,
tego tak bardzo nie odczuwamy. Najpoważniejsze zagrożenie stanowi jej brak w obszarach
wiejskich, gdzie jest ciągle dowożona cysternami, bo tam będzie się ona
pojawiała coraz rzadziej. Tymczasem w weekend zaczęło padać. I padało naprawdę
intensywnie po kilka godzin dziennie. Niech pada dalej! A w nocy przyszły
naprawdę porządne burze. Koleżanka twierdzi, że to właśnie te wielkie burze na
otwarcie monsunu, jak wszysko inne w Indiach, spóźnione...
A na koniec moja ulubiona rubryka z "Mumbai Mirror" i kilka
porad sekseksperta:
Pytanie: Jestem w ostatniej klasie. Zawsze miałem dobre oceny, ale
moje wyniki ostatnio się się systematycznie pogarszają. Masturbuję się od dwóch
lat. Czy to może mieć wpływ na moje oceny? Słyszałem, że masturbowanie się
wpływa negatywnie na pamięć.
Odpowiedź
eksperta: Poszukaj innej przyczyny
swoich problemów. Masturbacja jest całkowicie niewinna.
Pytanie: Byłem w intymnej relacji z kobietą przez wiele lat. Teraz
mam poślubić inną kobietę. Czy będę w stanie czerpać satysfakcję ze zbliżeń z
moją przyszłą żoną?
Odpowiedź
eksperta: Zapytaj astrologa.
Pytanie: Mam 25 lat i w czasie erekcji mój penis osiaga 5,5 cali
(około 14 cm). Na filmach porno, które oglądałem są one dużo większe. Czy są
jakieś ćwiczenia albo lekarstwo, aby mój także był większy?
Odpowiedź
eksperta: Twój rozmiar jest
odpowiedni. Gdybyś miał taki jak w filmach porno, to by cię w nich zatrudnili.
Mała refleksja na podsumowanie – gdybym takie rzeczy
czytała w polskiej prasie, to bym była na 100% pewna, że ktoś zarabia na ich
wymyślaniu. Ale nie czytam prasy polskiej, tylko indyjską...