Drugi dzień w Delhi zakończyliśmy oglądając Grobowiec Humajuna. Został on w latach 90-tych wpisany na listę światowego dziedzictwa Unesco i swoim wyglądem bardzo przypomina Taj Mahal (o tym więcej, w części poświęconej Agrze). Jest to grób ostatniego władcy z dynastii Wielkich Mogołów, którego budowę, z wielkim zaangażowaniem nadzorowała w 16. wieku wdowa po Humajunie, pierwsza żona, Hamida Banu Begum. Konstrukcja z czerwonego piaskowca, idealnie symetryczna, zdobiona marmurem robi duże wrażenie. Zwłaszcze, gdy nie widziało się wcześniej Taj Mahal... Potem, kiedy ma się już punkt odniesienia, wrażenie jest zdecydowanie mniejsze. Wnętrze składa się z małych pokoi, pełnych grobów innych przedstawicieli dynastii, i wąskich przejść. Jak dla mnie był to mały labirynt, w którym nie do końca potrafiłam się odnaleźć. Ale też nie twierdzę, że moje zdolności orientacji w terenie są nadzwyczaj rozwinięte... Grobowiec Humajuna otaczają Ogrody Char Bagh (Char Bagh Gardens) – ze strumieniami i ścieżkami zachowującymi symetrię. Uosabiają one koncepcję raju w Islamie.
|
Wejście do Grobowca Humajuna - droga ciągnie się, ale wcale nie dłuży. Przechodząc przez kolejne bramy można uświadomić sobie, jak wielki musiał być cały kompleks. |
|
Ostatnia brama przed grobowcem... |
|
Grobowiec Humajuna - dwa główne kanały wodne wydają się krzyżować pod grobowcem dzieląc ogród na cztery idealnie symetryczne części. |
|
Grób Humajuna - tak naprawdę prawdziwe miejsce pochówku władcy znajduje się w kryptach, pod posadzką budowli. Czasami jest ono udostępniane dla turystów - my nie mieliśmy okazji zejść do podziemi. Humajun został podobno złożony, zgodnie z obrządkiem swojej religii, na linii północ-południe, z twarzą zwróconą w kierunku Mekki. |
|
Zachód słońca w Grobowcu Humajuna |
|
Ogrody Char Bagh - widok w kierunku zachodniej bramy |
|
Wnętrze grobowca - pozostałe sale |
Na ostatni dzień w Delhi zostawiliśmy sobie Kutb Minar. Cały kompleks archeologiczny leży poza centrum miasta. Zresztą Delhi jest nam tyle duże, że poruszanie się pieszo nie wchodzi w ogóle w grę. W tym miejscu nadszedł więc czas na małe szkolenie w temacie delhijskich rikszarzy. W Delhi widzieliśmy po raz pierwszy w Indiach riksze rowerowe, napędzane nogami pedałującego. Poruszają się one głównie w rejonie starego miasta, a na samej starówce jest od nich aż tłoczno. Są one poza tym niewątpliwą atrakcją turystyczną. Byliśmy świadkami sytuacji, kiedy z autobusu turyści na zorganizowanej wycieczce, wysiadali dwójkami i od razu pakowano ich do takich riksz. Sądząc po minach, nie wszystkim się to podobało. Jestem w stanie to zrozumieć. Ruch uliczny w okolicach starego miasta jest dość chaotyczny i szalony, a siedzenia riksz osadzone wysoko, na chybotliwej konstrukcji. My skorzystaliśmy z tej usługi dopiero w Agrze, chociaż w Delhi byliśmy bardzo intensywnie nagabywani. Jeden z rikszarzy przejechał nawet za nami prawie całą starówkę, pytając co 10 metrów, czy przypadkiem nie zmieniliśmy zdania. Zajęło nam dobre 15 minut, aby gość uwierzył, że nie żartujemy, nie wsiądziemy do jego rikszy i nie damy mu zarobić. Trzeba również powiedzieć, że rikszarze w Delhi byli dużo bardziej dowcipni jeżeli chodzi o oferty marketingowe. Jeden nazywał swoją rikszę odrzutowcem, drugi chciał specjalnie dla nas włączyć klimatyzację, a trzeci proponował, że nam zapłaci jeżeli damy mu się zawieźć. Najpierw 10 rupii, a kiedy byliśmy nieugięci w negocjacjach nawet 10 rupii od osoby! Trafiliśmy też na pirata drogowego, który kiedy stwierdził, że ze względu na manifestację będzie musiał jechać inną drogą i na tym straci, to przywiózł nas dwa razy pod prąd oraz na czerwonym świetle. Wrażenia niezapomniane! A jak dojeżdżał do skrzyżowania i sygnalizator pokazywał zielone, to się zatrzymywał... Dosłownie jak w pewnym dowcipie z brodą, w którym kierowca jeździł zawsze na czerwonym, a na zielonym czekał, żeby nie spotkać drugiego takiego jak on.
|
Riksze rowerowe w Delhi |
|
To zdjęcie nie ma co prawda wiele wspólnego z rikszy rowerową. Moją uwagę zwrócił
kask pasażerki. Osobiście nie powiedziałabym, że na drodze większe są szanse dostania
cegłówką niż wypadku drogowego, ale każdy chroni się jak może. Bezpieczeństwo ponad wszystko! |
A teraz kilka porad praktycznych. Po pierwsze, aby skorzystać z rikszy trzeba dokładnie wiedzieć gdzie się chce jechać i w jakim zakresie chce się otrzymać usługę! Koniecznie trzeba najpierw sprawę przedyskutować, ustalić z samym sobą jaki jest plan na dalszą część dnia i dopiero wtedy można przystąpić do negocjacji ceny. Po drugie, istotnie powiązane z pierwszym, w rozmowie z rikszarzem trzeba ważyć każde słowo. Jeżeli nie przywiąże się odpowiedniej uwagi do punktów pierwszego i drugiego, można być pewnym, że rikszarz przygotuje za nas plan zwiedzania na resztę dnia, a nawet resztę pobytu, niekoniecznie pytając nas o zdanie. Pozornie nieistotne i grzecznościowe pytania niosą za sobą konsekwencje. Jeżeli powiemy rikszarzowi, w którym hotelu mieszkamy i gdzie planujemy się wybrać jutro, możemy być pewni, że następnego dnia przypadkiem spotkamy go rano czekającego pod bramą. My na przykład zdradziliśmy jednemu, że idziemy do bankomatu. Cóż za niespodzianka nas czekała, kiedy wyszliśmy z banku z pieniędzmi! Innemu nieopatrznie powiedzieliśmy pod Rajghatem, że idziemy do muzeum Gandhiego, po drugiej stronie ulicy. Do zamknięcia muzeum została godzina i on dobrze o tym wiedział. Zgadnijcie z kim wracaliśmy do hotelu?! Naprawdę rikszarz, który nie próbuje przekonać, że wie lepiej gdzie jechać, a po drodze nie reklamuje okolicznych sklepów tylko po prostu jedzie, to skarb! Po trzecie, przed wejściem do rikszy należy uzgodnić z kierowcą, że zgadza się on na jazdę według licznika. Raczej się nie zgodzi, choć jest to teoretycznie nielegalne. W miejscach turystycznych obowiązuje zmowa i właściwie nie ma szans na przejazd według stawki za przejechane kilometry. Trzeba wtedy przed rozpoczęciem podróży umówić się na konkretna kwotę. Jeżeli rikszarz zaprasza do środka, nie chce powiedzieć kwoty tylko powtarza, że będzie dobrze i dogadamy się, to można być pewnym, że dobrze nie będzie! Po czwarte wreszcie, cenę należy targować. Jeżeli uda nam się uzyskać kwotę będącą mniej więcej połową zaproponowanej przez rikszarza na początku negocjacji, to możemy być z siebie dumni i oznacza to, że zapłacimy tylko dwukrotnie albo trzykrotnie więcej niż miejscowi. I tu muszę wspomnieć, że wycofuje słowa, które padły kiedyś, w jednym z początkowych wpisów! Po pięciu miesiącach w Indiach umiem się targować! I nawet nie wiedziałam, że to taka fajna zabawa!
Wracając
jednak do samej budowli to podobnie jak grobowiec Humajuna, Kutb Minar znajduje się również na
liście światowego dziedzictwa Unesco. Jest to ponad siedemdziesięciometrowy
minaret z czerwonego piaskowca, który został wzniesiony w 12 wieku, jako część
najstarszego meczetu w Indiach. Meczet zwał się Kuwwat-al-Islam, co oznacza
mniej więcej tyle, co moc Islamu (Might of Islam) i został zbudowany w
materiałów pochodzących ze zniszczonych hinduskich świątyń. Kutb
Minar wchodzi w skład większego kompleksu archeologicznego, Mehreauli
Archaeological Park, gdzie znajdują się lepiej bądź gorzej zachowane grobowce,
najwcześniejsze z 13 wieku. Aby wejście do Kutb Minar należy kupić bilet, a teren
dookoła niego jest ogrodzony. Na pozostałym obszarze nie ma jednak żadnych ograniczeń – w
praktyce są tam piaszczyste drogi prowadzące w głąb buszu. Początkowo
planowaliśmy spacer i obejrzenie całego kompleksu Mehreauli, ale na miejscu
zrezygnowaliśmy. Miejsce nie wydawało nam się do końca bezpieczne, na pewno nie
wystarczająco na spacery dwójki turystów. Nie zdziwiłabym się zbytnio, gdyby
okazało się, że w ruinach grobowców mieszkają sobie ludzie...
|
Kutb Minar |
|
Oprócz funkcji religijnych, Kutb Minar pełnił również funkcje wieży strażniczej. Z czasem zyskał ponurą sławę miejsca, które upodobali sobie samobójcy. Podejrzewam, że dość skutecznego... Obecnie wnętrze minaretu nie jest udostępnione dla turystów. |
|
Ściany minaretu zdobione są wymyślnymi żłobieniami i cytatami z Koranu. |
|
Alai Darwaza - 14. - wieczna brama do kompleksu Kutb Minar |
|
Ruiny wejścia do meczetu Kuwwat-al-Islam |
|
Zdobienia sufitu w meczecie |
|
Zdobienia kolumn w ruinach meczetu |
|
Ruiny meczetu. Żelazny słup pochodzi z 4. wieku, oryginalnie drzewiec powstał dla uczczenia
Wisznu. Świadectwo starożytnego, indyjskiego przemysłu metalurgicznego. |
|
Grób Shams-ud-din Iltutmish, założyciela sułtanatu w Delhi. |
|
Alai Minar - niedokończone minaret, który w założeniu miał być dwa razy większy
niż Kutb Minar. |
W związku z tym, że zrezygnowaliśmy ze spaceru po Mehrauli Park, zyskaliśmy trochę czasu. Nieplanowe godziny przeznaczyliśmy na Purana
Quila, stary fort z 16. wieku. Rozciąga się on na długości 1,5 kilometra nad
brzegiem Jamuny i niektórzy podejrzewają, że to właśnie tu Delhi może mieć
swoje początki. Świadczą o tym archeologiczne artefakty, niektóre
pochodzące aż z 1000 roku p.n.e. Purana Quila jak na mój gust, bardziej niż park
archeologiczny, przypomina plac budowy. Ale niewątpliwie ciekawy plac budowy...
|
Wejście do Purana Quila - Bara Darwaza, czyli Wielka Brama, zwrócona w kierunku zachodnim. |
|
Widok na Bara Darwaza ze środka fortu |
|
Brama południowa - zwana Bramą Humajuna. Swoją nazwę zawdzięcza prawdopodobnie temu, że można z niej było zobaczyć Grobowiec Humajuna. Niektórzy twierdzą również, że mogła zostać przez niego zbudowana. |
|
Widok spod bramy Humajuna na trzecie wejście do fortu - Talaqi Gate, co można tłumaczyć jako "zakazana brama". Skąd taka nazwa? Nie mam pojęcia! |