Produkowałam wpis cały tydzień, więc ostrzegam, będzie długo! Informuję również, że odblokowałam, niecelowo zablokowaną, funkcję dodawania komentarzy przez niezarejestrowanych gości, więc zapraszam do komentowania!
Na Elephantę relatywnie
łatwo się dostać – stateczki na wyspę odpływają od 9 rano, co dziesięć
minut, spod Gateway of India. Rejs w jedną stronę trwa około godziny.
Planowaliśmy wyjechać wcześnie, tak aby załapać się na jeden z pierwszych
promów i uniknąć tłumów na wyspie. Jeżeli chodzi o wykonanie, to udało się nam jedynie
dość wcześnie wstać i szybko złapać taksówkę. Potem stanęliśmy w gigantycznym
korku. Okazało się, że Sea Link, most łączący środkowy Mumbaj z południem, oraz większość
dróg na południu są zablokowane ze względu na odbywający się maraton. No cóż, może
następnym razem, nasze plany skorygujemy o rozkład imprez odbywających się w
mieście! Ostatecznie dotarliśmy do Gateway of India pieszo, z dwugodzinnym
opóźnieniem, zastanawiając się, czy nie przełożyć naszej wyprawy na inny dzień.
Ale ostatecznie popłynęliśmy i było warto!
Stateczki
odpływające na Elephantę są bardzo lokalne – kolorowe i troszeczkę
prowizoryczne. Na pokładzie byli z nami sami Hindusi, płynący tam w celach
zarówno turystycznych, jak i duchowych. Po odbiciu od brzegu, ze statku roztacza się piękny widok na okolicę, zwłaszcza hotel Taj Mahal oraz Gateway of India. Właściwie jest to jedno z niewielu miejsc, skąd można zrobić zdjęcie tym dwóm budowlom bez towarzyszącego im wiecznie tłumu ludzi.
 |
Statek odpływający na Elephanta Island |
 |
Widok ze statku. Po lewej stronie Taj Mahal - jeden z najbardziej
ekskluzywnych i drogich hoteli w mieście, miejsce zamachów z 2008 roku. Po
prawej Gateway of India. Monumentalna, bogato-zdobiona brama, ukończona
w 1924 roku, zbudowana z okazji wizyty w 1911 roku króla Jerzego V. Dla tych,
którzy dostrzegli tę drobną sprzeczność, śpieszę z wyjaśnieniem. W 1911 roku,
na powitanie króla stanęła makieta! |
Elephanta Island, znana również pod nazwą Gharapuri, jest położona na Morzu Arabskim, około 10 kilometrów na wschód od wybrzeża Mumbaju. To mała wyspa, złożona z dwóch wzgórz, oddzielonych od siebie wąską doliną. Teren jest gęsto porośnięty palmami, mangowcami i tamaryndowcami. Zamieszkuje tam około 1200 osób, zgromadzonych w trzech wioskach Shentbandar, Morabandar oraz Rajbandar, z których ostatnia jest również stolicą wyspy. Zwiedzającym nie wolno tu zostawać na noc.
 |
Elephanta Island - widok z dopływającego stateczku |
 |
Mieliśmy szczęście zobaczyć u wybrzeży Elephanty stado flamingów. |
Wyspa swoje imię zawdzięcza Portugalczykom, którzy w pobliżu miejsca zejścia na ląd, zobaczyli rzeźbę słonia. Postanowili podobno zabrać łup ze sobą, ale ostatecznie liny nie wytrzymały ciężaru posągu i został on zatopiony w morzu. Ze względu na zespół jaskiń, które w 1987 roku zostały wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO, Elephanta jest bardzo popularnym miejscem wypraw turystycznych. Jest też miejscem pielgrzymek religijnych Hindusów, wyznawców Shivy.
Statki wysadzają pasażerów na końcu długiego molo. Można ten odcinek przejść, albo skorzystać z małej ciuchci, która ma przystanek końcowy przy wejściu do wioski. Nawet taki pociąg w Indiach musi być zatłoczony! To chyba leży w mentalności Hindusów, bo odległość jest taka (10 minutowy spacer), że spokojnie można ją przejść o własnych siłach. Wracając, postanowiliśmy się nawet przejechać w jedną stronę. Kupiliśmy bilety w zatrważającej cenie 10 rupii za osobę (50 groszy) i ustawiliśmy się wśród pozostałych oczekujących. Kiedy przyjechał pociąg, zaczęła się rzeź! Dosłownie! Ludzie walczyli o każdy centymetr miejsca, podawali sobie dzieci - jak w najlepszych scenach z naszych kolei. Mężowi się udało, ja stwierdziłam, że pasuję i to nie jest jeszcze mój etap asymilacji z indyjską rzeczywistością. Wysiadł naburmuszony i poszliśmy pieszo. Byliśmy szybciej niż wypchana do granic pojemności ciuchcia!
 |
Indyjski komfort podróży. I naprawdę zrozumiałabym, gdyby był to jeżdżący raz
dziennie pociąg do New Delhi! Ale my byliśmy szybciej na miejscu niż ludzie z kolejki!
I jak widać niewielu tam staruszków, dla których kilometr to duży wysiłek.
Taka podróż wymaga siły i sprawności fizycznej. |
 |
Kolejka na Elephancie |
Aby
dostać się na wzgórze do jaskiń, od miejsca gdzie kończy jazdę pociąg, trzeba
jeszcze przejść przez wioskę i pokonać 120 stopni pod górę. Leniuszki i osóby,
które temu wyzwaniu nie podołają, mogą skorzystać z usługi Doli. W praktyce
oznacza to bycie wniesionym przez mieszkańców wioski, w stylu Maharadży, w
lektyce. Po obu stronach podejścia pełno jest stoisk z pamiątkami i lokalnych
restauracji. Schody na całej długości, osłonięte są od góry płachtami kolorowej
folii. Są one zawieszone prawdopodobnie w dwojakim celu: po pierwsze, aby dać
trochę cienia ludziom, którzy całe dnie spędzają przy swoich sklepikach, a po
drugie, aby osłonić stoiska i głowy wchodzących przed wszędobylskimi małpami.
 |
Doli - lektyka prawie w stylu Maharadży |
 |
Podejście do jaskiń |
 |
Stoisko z pamiątkami. Światło przenikające przez kolorowe płachty daje piękne efekty. |
Gdy zmęczony człowiek pokona już wszystkie schody, dociera do linii kas. I to co teraz napiszę uważam za skandal! Cena biletów wstępu uzależniona jest od narodowości (może wyznania) - Hindusi pracą 10 rupii, obcokrajowcy 250! Oczywiście narodowość oceniana jest na oko.
Na
wyspie znajduje się 7 jaskiń, które zostały prawdopodobnie zbudowane pomiędzy V
a VIII wiekiem. Najbardziej imponująca jest główna świątynia Shivy, położona na
zachodnim wzgórzu, na wysokości około 80 m.n.p.m. Kopuła jaskini wspiera się na
sześciu rzędach kolumn, po sześć kolumn w każdym. Każda z nich jest innej wielkości
i kształtu, żaden rząd nie jest prosty –
to takie indyjskie! W jaskini znajdują się sławne, wykute w skale rzeźby,
przedstawiające motywy religijne.
 |
Wejście do głównej jaskini na Elephanta Island |
 |
Wnętrze jaskini |
 |
Najbardziej imponująca rzeźba znajduje się na wprost od wejścia do jaskini.
Przedstawia ona Mahesh Murti Shiva w boskiej formie (Istoty Najwyższej).
Trzy twarze odnoszą się do potrójnej roli bóstwa: tworzenia, ochrony i
niszczenia wszechświata. |
 |
Centralnie umieszczony, spokojny i dostojny wizerunek przedstawia Shivę jako twórcę.
Oblicze po lewej stronie, z wąsami i brodą, to Shiva niszczyciel pod postacią Rudry.
Podobizna po prawej stronie, to z kolei Shiva spokojny i pokojowo nastawiony do świata,
reprezentujący obrońcę i gwaranta trwania wszechświata. |
 |
Shiva pod postacią Nataraja, króla tancerzy. Wyobrażenie to ma osiem ramion,
z których niestety większość jest nadłamana bądź nadkruszona,
wijących się w tanecznym ruchu wokół ciała bóstwa. Po prawej stronie posągu, można zobaczyć wyrzeźbioną
figurkę Ganeshy, boga-słonia. Na górze po lewej stronie widać boga stworzenia Brahmę,
wizualizowanego z czterema głowami. |
 |
Kolejna rzeźba przedstawia Shivę zabijającego demona Andhaka. Bóstwo jest wściekłe.
Spójrzcie tylko na tę złość i pasję malujące się na jego twarzy! Każda kropla krwi demona,
która spadła na ziemię, powodowała, że rodziło się jego kolejne wcielenie. W ostateczności,
Shiva musiał walczyć z tysiącem nowo powstałych Andhaków. Zgodnie z legendą rozgniewane
bóstwo wbiło w walce w Andhaka miecz i zaczęło tańczyć. Stworzyło też Shakti i wysłało,
aby zbierała każdą kroplę krwi i nie dopuściła, by dotknęły one ziemi. Shiva walkę wygrał. |
 |
Małżeństwo Shivy i Parvati. Uśmiechnięty Shiva trzymał kiedyś rękę Parvati.
Niestety nawet wizualizacje bogów nie są odporne na upływ czasu. Po prawej
stronie Shivy stoi wdzięczna postać Parvati. Według bramińskich zwyczajów,
w czasie uroczystości ślubnych żona powinna znajdować się przy lewym boku męża.
Można więc stąd wnioskować, że para jest jeszcze przed ślubem. |
 |
Shiva niosący rzekę Ganges. Nie pytajcie mnie o co chodzi.
Choć się intensywnie przyglądam i nawet przeczytałam
legendę o tysiącu synach króla Sagary (których miał z jedną żoną!),
to i tak nic z tego nie rozumiem! |
 |
Wizerunek Shivy jako Ardhanarishwara, czyli jako Shiva i Parvati w jednej osobie.
Z prawej strony widać postać męską, bez piersi na korpusie. Jednym ramieniem
opiera się ona na byku, a w drugim trzyma kobrę. Postać kobieca, po lewej stronie,
trzyma w ręku lustro. Dwie twórcze siły we wszechświecie,
kobieta i mężczyzna, są zjednoczone. |
 |
Na środku jaskini znajduje się Shiva Lingam Shrine, kamień o
fallistycznym kształcie, będący obiektem kultu Shivy.
Linga obrazowana jest jako Pierwotne Kosmiczne Jajo, z którego
powstaje cały wszechświat i wszystkie stworzenia. |
 |
Linga stoi w kamiennym, pokoju, z czterema drzwiami. Z każdej strony wejścia pilnują
dwie kamienne figury strażników. Dla uczczenia Shivy, Linga ozdabiana jest kwiatami
i zapalane są obok niej kadzidełka. Żeby wejść do komnaty, w której znajduje się kamień,
podobnie jak do każdego innego świętego dla Hindusów miejsca, należy zdjąć buty. |
Z
jaskiń można wdrapać się jeszcze wyżej na Cannon Hill (Wzgórze Armatnie). Ta droga
nie jest już objęta opcją lektyki. Na szczycie wzgórza stoją dwie imponujące
armaty, pamiątki z czasów kiedy do Indii dotarli Portugalczycy. Armaty mogą się
obracać o 360 stopni. Pod nimi znajduje się system korytarzy, które kiedyś prawdopodobnie służyły do
składowania amunicji. Kiedy dochodziliśmy do armat, schodzący Hindusi gorąco
nam polecali wejście do kanałów pod nimi. Zobaczyliśmy zupełną ciemność i zdecydowaliśmy,
że nie chcemy bez latarki dowiadywać, co je zamieszkuje. Ze wzgórza roztacza się
ponadto wspaniały widok na okolicę.
 |
Droga na Cannon Hill |
 |
Jedna z dwóch armat. Pod metalową platformą zbudowany jest sytem korytarzy. |
 |
Widok z Cannon Hill na port kontenerowy Mumbaju. Gdzieś tam są nasze rzeczy! |
Elephanta
słynie z tego, że można na niej zobaczyć małpy żyjące w środowisku naturalnym. Są one
na tyle bezczelne, że nie można przy nich nic jeść ani pić, bo natychmiast
robią się agresywne i zabierają pożywienie. Wszędzie zresztą pełno jest tabliczek informujących, żeby uważać, bo sprowokowane mogą się agresywnie zachowywać. Sami widzieliśmy jak małpa zwinnie
rzuciła się na chłopaka i zabrała mu butelkę coli. Co prawda, później nie do
końca wiedziała co z nią zrobić, ale widać było, że wielokrotnie podglądała
ludzi. Przykładała butelkę do buzi, tylko że od niewłaściwej strony... Myślę, że
ostatecznie pomogła sobie zębami.
 |
Czasami to przerażające, jak małpom blisko do człowieka... |
 |
Małpy też potrafią się zadumać |
 |
Zazwyczaj łatwo stwierdzić jakiej zwierz jest płci... |
 |
Śpioszek |
 |
Siedział na dachu i obserwował okolicę. Po jego minie wnoszę,
że był przywódcą stada, albo przynajmniej za takiego chciał uchodzić. |
Na
wyspie pełno było też swobodnie chodzących krów. W Indiach krowy są święte i
należy się im szacunek. Jako dawczynie
mleka są karmicielkami człowieka. Chociaż zazwyczaj swobodnie chodzą po ulicach,
nawet w centrum Mumbaju, nie ma w Indiach bezdomnych krów i każda ma swojego
właściciela. Hindusi nie modlą się do krów, ale darzą je szczególnym respektem i
chronią. A krowy wydają się być świadome swojego specjalnego statusu. Zazwyczaj
gdy krowa atakuje na ulicy, to się przed nią po prostu ucieka. Kiedy na
Elephancie zabierała dziecku z ręki kolbę kukurydzy, matka odganiała ją
machaniem ręki. Krów się w Indiach nie bije! Podobnie, kiedy krowa stała na
torach blokując przejazd pociągu, tłum ją delikatnie odganiał i to nie jestem
pewna czy z powodu zablokowanych torów, czy bezpieczeństwa krowy...
 |
Rogata święta. A za nią w tle widok na molo prowadzące do wyspy. Statki
wysadzają odwiedzających wyspę na jego końcu |
 |
Śpiące cielę. Takiej słodyczy jeszcze w Indiach nie widziałam. Żeby nie było
- jest to środek drogi. |
 |
Indyjskie środki transportu. No dobrze, jeszcze nie widziałam, żeby tu ktoś krowę ujeżdżał. |
 |
Najpiękniejsza krowa we wsi. Wydawała się również bardzo sympatyczna.
Myślałam nawet, żeby ją pogłaskać, jak robili to niektórzy przechodzący
Hindusi, ale trochę się bałam, czy nie zostanie to źle odebrane. |
 |
Dziś pociąg nie przyjedzie... |
 |
Obrazek, którego byliśmy świadkiem, nazwaliśmy roboczo "krowokosz". Krowa wepchnęła
całą głowę do kosza na śmieci, pewnie poszukując tam przysmaków. Wystawały
tylko rogi, a te trzeba powiedzieć miała imponujące. Kiedy w końcu wyciągnęła
głowę, nie była zadowolona. Trudno powiedzieć, czy nic tam smacznego nie znalazła,
czy głowę miała za dużą i walkę z koszem przegrała, czy po prostu nie podobało
jej się, że jest fotografowana. Nie pytając, uciekliśmy. |
Tak
samo jak my byliśmy ciekawi jaskiń, krów i małp, Hindusi byli ciekawi nas. I
tak samo jak my robiliśmy zdjęcia krowom i małpom, tak oni robili je nam.
Ewentualnie z nami! Tego dnia pozowaliśmy do zdjęć sześć razy! Na wszystkich
wyglądamy na pewno bardzo atrakcyjnie: zakurzeni, zmęczeni ale uśmiechnięci. Po
co im te zdjęcia? Tajemnica pozostaje nierozwikłana, choć znajomy opowiadał nam,
że potem takie obrazki trafiają w ramkach na komody, z komentarzem: to są nasi
znajomi z Europy!
Co nam się jeszcze udało zobaczyć ciekawego? Mianowicie, mieliśmy okazję obejrzeć co dzieje się, kiedy chce się wypłynąć łódką w czasie odpływu.
Zobaczyliśmy też dużo różnych statków i stateczków towarowych, kontenerowce, okręty transportujące ropę, węgiel i pasażerów na gapę. Rio Blanco nie stwierdzono!
 |
Na gapę? |
A dookoła naszego statku latały mewy...
Ach,
prawie zapomniałam! Prawdziwą atrakcję mieliśmy na końcu, przy wysiadaniu z
naszego statku. W Indiach nic nie jest nudne! Ilość statków przywożących o tej
samej porze turystów z Elephanty była ogromna. Co ciekawe, stateczki
zachowywały się na morzu w ten sam sposób, co auta na drodze. Mianowicie podpływały
do siebie na granicy uderzenia, blokowały ruch i oczywiście nikt nie pomyślał
nawet o tym, że czasami można użyć biegu wstecznego. Aby oszczędzić czasu, bo raczej
nie dla ułatwienia podróżującym, przy wysiadaniu połączono bokami trzy
stateczki. My byliśmy w tym ostatnim! Zamiast wyskoczyć raz na brzeg,
przeskakiwaliśmy na rozbujanej wodzie z trzeciego do drugiego, potem z drugiego
do pierwszego i ostatecznie suchą stopą na ląd. Bardzo nas to rozbudziło na
koniec podróży...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz