wtorek, 9 grudnia 2014

Pierwszy dzień w mieszkaniu

W poprzedni wtorek udało nam się przeprowadzić do naszego mieszkania. Od rana przypuszczaliśmy, że wreszcie dostaniemy klucze. Mąż napisał mi o 10 rano SMS’a – pakuj nas, zaraz będę. Tak też zrobiłam i godzinę później, byliśmy już w drodze. Kierowcy, nas i naszych walizek nie udało się upchnąć na raz. Jest tu co prawda powszechna praktyka przewożenia bagażu na dachu pojazdu, ale jakoś nie chcieliśmy próbować.

Powiedziano nam, że do mieszkania można się jak najbardziej wprowadzać, ale jest jeszcze kilka rzeczy do poprawienia. Całą drogę się zastanawialiśmy, czy ten ktoś miał na myśli standardy ogólnie przyjęte czy indyjskie? Na miejscu okazało się, że są to rzeczywiście drobiazgi i mieszkamy już w Lewis Villa w Mumbaju.

Mieszkanie jest super. Wieczorem, przy otwartych oknach robi się przyjemny przeciąg. Białe kamienne podłogi super chłodzą stopy. No i taras, wielki, z fantastycznym widokiem, z którego wieczorem widać mnóstwo gwiazd. Marzy mi się wypicie na nim dobrej kawy – jak tylko będę miała w czym ją zaparzyć, na pewno to zrobię. Niektórzy sąsiedzi mają na balkonach rozciągnięte lampki bożonarodzeniowe. Pięknie to wygląda, kiedy nad miastem zapada zmierzch. Słychać u nas codzienne nawoływania muezina, ciągłe trąbienie ulicy, szelest mioteł, którymi rano ludzie zamiatają ulice i podwórka. Rano i wieczorem w kuchni kumulują się zapachy kuchni indyjskiej - jak ja bym chciała umieć tak gotować.

Widok z tarasu - zachód
Widok z tarasu - północ 
Widok z tarasu - południowy-wschód. Bocznica kolejowa i slumsy.
Jeszcze tego samego dnia, zmuszona potrzebą kupienia wody i czegoś do jedzenia, udałam się na mój pierwszy samotny spacer. Mały sklepik, położony dosłownie za rogiem, ale jakie emocje. Wychodząc na ulice, zwłaszcza sama, staram się zarzucać na ramiona szal – w Europie myślałam, że przewiewny. Pierwsze nabyte doświadczenie – jeżeli chcesz się poruszać sprawnie i bezpiecznie, japonki, klapki i sandałki zostaw na inną okazję. Przemieszczanie się wymaga ogromnej koncentracji. Chodniki są potwornie dziurawe i pofalowane. Normą są wystające korzenie, odsłonięte studzienki kanalizacyjne czy wiszące kable. Do tego ludzie – pełno ludzi, którzy coś sprzedają, chodzą we wszystkich kierunkach, siedzą czy śpią. No i ruch lewostronny, do którego jeszcze się nie przyzwyczaiłam. No ale chodnik jest tu zazwyczaj i tak luksusem. Ludzie poruszają się najczęściej skrajem drogi, wyprzedzani, wymijani, omijani ze wszystkich stron. Podobno jestem wielozadaniowa, więc równoczesne oddychanie i rozglądanie się dookoła powinno się udać, pod warunkiem, że nie będę się musiała zastanawiać, czy mi but nie spadnie z nogi. Jutro może odważę się przejść na drugą stronę ulicy.

Po powrocie przywitały mnie papugi. Mieszkają w okolicznych drzewach, przesiadują na kablach elektrycznych i poręczach balkonów, są zielone i bardzo głośne. Czasami uciekają przed innymi ptakami, dużymi i czarnymi. Saraswati, pani, która u nas sprząta, przyniosła mi wielki pistolet na wodę. Nie powiem, zdziwiłam się! Po dłuższej rozmowie okazało się, że to właśnie broń na te czarne ptaki. I jak chcę, to ona mi pokaże jak tego używać, i jak mi taki potwór na balkonie usiądzie, to ja mogę do niego wodą postrzelać. Przydatna umiejętność. A na balkon w budynku naprzeciwko, przylatuje podobno orzeł. Już się nie mogę doczekać.









Mam też za sobą pierwsze spotkanie z pająkiem. Był mały i czarny. Nie wiem, kto był szybszy, ja czy on, ale ja byłam na pewno głośniejsza. Kiedy już zebrałam się na odwagę, popełniłam morderstwo za pomocą kapcia. Zwłoki zostawiłam Mężowi na dowód, że pająk był i na wypadek, gdyby chciał identyfikować gatunek. Z możliwości nie skorzystał. Mam tylko nadzieję, że pająk przyjechał do nas razem z bagażami i w mieszkaniu więcej takich niespodzianek nie ma.


Chyba pójdę na taras postrzelać do ptaków...

2 komentarze:

  1. fajna sprawa, wychodzisz na balkon i strzelasz do takow;) i to nie sa wroble;) na orla bym sie nie porywal;)
    zasada "zabijesz pajaka to pada" dziala w Indiach??:)
    4:40 bezsennosc;)

    OdpowiedzUsuń
  2. nie bezsenność tylko różnica czasowa - twoja 4:40 to moja 9:10 :-)

    OdpowiedzUsuń