poniedziałek, 1 grudnia 2014

Witamy w Indiach!

Siedzę sama w hotelu i marznę. I patrzę przez okno na pociągi. I bardzo bym chciała zobaczyć taki pociąg, pełen ludzi, taki z ludźmi na dachu, z ludźmi wylewającymi się drzwiami i oknami. Ale nie ma! Wszystkie pociągi takie zamknięte i puste. Ale trudno, nie dostaje się od losu wszystkiego od razu, a w Indiach podobno czas płynie inaczej...

Ale po kolei.

Dolecieliśmy w sobotę o 23:55. Według rozkładu, bez opóźnień. Lot minął bez komplikacji. No dobrze – bez poważnych komplikacji. Bo nie jest to przyjemne, gdy pasażer przed tobą puszcza bąki. Generalnie nie jestem wrażliwa na zapachy, ale w małym pomieszczeniu, przez 8 godzin – to dla mnie zbyt wiele. I nie ma znaczenia, że cichacze. Nie pomagało nawet wąchanie czekolady.

Mumbaj powitał nas temperaturą 27 st. C. Bardzo przyjemnie, zwłaszcza, że po długich lotach jestem zazwyczaj bardzo zmarznięta.

Tutejsze lotnisko nie przestaje mnie zaskakiwać, choć muszę przyznać, że jest przepiękne – wielkie, jasne i błyszczące. Najpierw kilometry korytarzy. Korytarzy pełnych ludzi z obsługi, którzy niewiele robią – głównie patrzą na podróżnych i się uśmiechają. Jedna pani przeciera szmatką siedzenia, druga barierki, trzecia wskazuje wolną toaletę, czwarta podaje z podajnika papier do wytarcia rąk. Jeden urzędnik odbiera formularz wjazdowy i wbija pieczątkę, drugi sprawdza, czy każdy ma w paszporcie niniejszą pieczątkę. Trzeci przyjmuje deklaracje celne – nie on nie czyta tych deklaracji, on tylko zbiera karteczki i składa je w kupkę. Takie drobne zadania, sztucznie tworzone miejsca pracy, które dają utrzymanie całym rodzinom.

Spodziewaliśmy się dokładnej kontroli celnej. Nie ma się czemu dziwić – wprowadzamy się do Indii, podróżujemy z 7 walizkami i wwozimy nasz cały majątek. Po analizie indyjskich przepisów, z których nic nie wynika, przygotowani byliśmy na wielogodzinne spotkanie z urzędnikiem. Nie powiem, żebyśmy mieli na nie ochotę – raczej ta część podróży budziła w nas duże obawy. Tymczasem, udało się wszystko załatwić w 5 minut.

Czy wwozimy twardą walutę powyżej 5.000 USD? Nie. Czy wwozimy indyjskie rupie? Nie. Wwozimy biżuterię, srebrną i złotą oraz sprzęt elektroniczny na własny użytek. Czy biżuteria i sprzęt są używane? Tak. Nie ma problemu – witamy w Indiach!

Po tak efektywnie przeprowadzonej kontroli, z uśmiechami na ustach, zapakowaliśmy się do dwóch taksówek i pojechaliśmy odpocząć. Wszystko przebiegło zgodnie z planem. Aż sami jesteśmy tym faktem zdziwieni. Do tej pory, zarejestrowaliśmy tylko jedną stratę w postaci zniszczonej walizki - zresztą zniszczyłam ją sama. Niesamowite! Aż mi się nieskromnie pytanie nasuwa, czy tak dobrze to zaplanowaliśmy, czy po prostu mieliśmy tyle szczęścia? 


Teraz siedzę sama w pokoju i marznę. Mój mąż jest w pracy, a ja stresuję się jego pierwszym dniem razem z nim. Siedzę w hotelu, choć bardzo bym chciała być już w naszym mieszkaniu, coś organizować, urządzać. Niestety nie udało się wczoraj podpisać dokumentów i załatwić wszystkich spraw związanych z przekazaniem kluczy. Planujemy się dziś wprowadzić. Ale firma zarezerwowała nam hotel do środy, podobno tak na wszelki wypadek. Jednak przeczucie mi podpowiada, że w Indiach nic nie dzieje się bez przyczyny i ten bufor ma jakiś powód. A dlaczego marznę? Ano marznę, bo w Indiach „zimno” jest równoznaczne z „ekskluzywnie”. I choć próbuję podnieść temperaturę w pokoju, to obsługa uparcie i niepostrzeżenie, przy każdej wizycie, przestawia klimatyzację na 18,5 stopnia. Nie umiem się na nich złościć – wiem, że w ich opinii robią dla mnie jak najlepiej. Mogę się tylko uśmiechnąć i rozpocząć proces podgrzewania od początku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz