poniedziałek, 15 grudnia 2014

Sobotni spacer cz. 2

Zaraz obok świątyni Sai Baby znajduje się kaplica Ganeshy, boga-słonia. Jest on patronem uczonych i nauki oraz opiekunem ksiąg. Uznawany jest także za boga obfitości i dobrobytu. Posiada cechy słonia, czyli mądrość i siłę. Ma cztery ręce i wielki brzuch – symbol dobrobytu, a jego skóra jest złota, czerwona lub niebieska. Ganesha jest jednym z najpopularniejszych bóstw w Indiach. Jego wyznawcą jest np. nasz kierowca, Krishna. Przed świątynią wiszą dzwonki i każdy, kto wchodzi do niej się pomodlić, uderza w nie. Wszyscy inni - przechodnie, kierowcy, kiedy słyszą ten dźwięk, wykonują tajemniczy znak ręką.

Świątynia ku czci Ganeshy
Idąc dalej trafiliśmy w uliczkę targową, a tam na lokalny sklep mięsny. Kurczaki w klatkach oczekiwały na swoją kolej, a sprzedawca na życzenie klienta, zabijał wybranego ptaka, potem czyścił i kroił. Czasami, takie stoiska są jeszcze wzbogacone o kącik gastronomiczny z kuchenką gazową, na której przygotowywane są na bieżąco potrawy.

Sprzedawca drobiu na rynku w Khar West
Na ryneczku spotkaliśmy też dostawców butli gazowych. 
Dostawca butli gazowych
W Indiach gotowanie odbywa się tradycyjnie na ogniu. Bardzo niewiele budynków ma
 doprowadzone instalacje gazowe. Każda rodzina ma numer telefonu do dostawcy,
 który instaluje nową butlę i zabiera starą
Oficjalna stopa bezrobocia w Indiach wynosi 5,2%. Jak to jest możliwe?
Kiedy wchodzi się do sklepu, ilość ekspedientów jest niewyobrażalna – czasami nie jesteś w stanie wjechać wózkiem w alejkę zakupową, bo tyle jest tam osób z obsługi. Na pewno jakiś pracownik sklepu będzie bardzo chciał nosić za tobą koszyk. Drugi pomoże odnaleźć produkty na półkach. Inni będą siedzieć na stołeczkach i układać albo dokładać towary. Będziesz się o nich dosłowienie potykać. Jeżeli jednak zapytasz o coś, na przykład o różnicę między jednym produktem a drugim, najczęściej padnie następująca odpowiedź: ten kosztuje tyle, a ten tyle. Na prośbę o pokazanie bluzki w tym samym fasonie tylko w innym kolorze, sprzedawca wyciągnie wszystko co ma w danym rozmiarze. Poza tym trudno się z nimi dogadać – choć angielski jest tu językiem urzędowym, Hindusi mówią z bardzo specyficznym akcentem. Zakupy w Indiach do nie jest prosta rzecz – wymaga dużo czasu i cierpliwości.

W Indiach kwitnie własna inicjatywa i drobna przedsiębiorczość. Na każdym rogu stoją uliczni sprzedawcy. Najczęściej mają do zaoferowania owoce i warzywa. Towar zazwyczaj wyeksponowany jest na czterokołowych wózkach, które rano przeciągane są do punktu, w którym odbywa się sprzedaż, a wieczorem z powrotem, do domu. Zazwyczaj jeden sprzedawca ma w ofercie jeden towar – cały wózek ananasów, kokosów, pomarańczy, bananów, czosnku czy ziemniaków. Także na ulicy, kiedy samochody zatrzymują się na czerwonym świetle, sprzedawcy pukają do okien, próbując sprzedać kolorowe piłki dziecięce, latawce albo wiatraki. Ogólnie rzeczy kompletnie niepotrzebne. Ostatnio, w związku ze zbliżającymi się świętami, pojawili się też ludzie z czapkami św. Mikołaja i rogami reniferów.

Nie widziałam jeszcze nigdzie tylu interesujących profesji ulicznych: dentysta, czyściciel butów, czyściciel uszu, sprzedawca soku z trzciny cukrowej, uliczny maszynopisarz, który siedzi pod urzędem z maszyną do pisania i spisuje to, co sobie ludzie zażyczą... Można by wymieniać w nieskończoność. Jestem pewna, że na tej płaszczyźnie, Indie nie raz mnie jeszcze zadziwią.

Uliczni sprzedawcy owoców

Doszliśmy aż na promenadę nad Morzem Arabskim, która ciągnie się w znacznej części przez dzielnicę Bandra West. Bandra jest miejscem bardzo nowoczesnym, jak na Indie uporządkowanym i czystym. Mieszkania są relatywnie drogie i osiedla się tu wielu obcokrajowców oraz bogatych Hindusów. Niczym nadzwyczajnym jest spotkanie miejscowej dziewczyny w szortach i bluzce na ramiączkach. Promenada jest zadbana i wiele osób przychodzi na nią odpocząć, pospacerować czy poćwiczyć. Jest to też bardzo popularne miejsce spotkań zakochanych. W kulturze indyjskiej nie jest mile widziane publiczne okazywanie uczuć, ale w takim miejscu mogą liczyć na to, że nikt nie zwróci na nich uwagi. Siedzą trzymając się za ręce, najczęściej tyłem do przechodzących.

Promenada zaczyna się w dzielnicy Khar West – znacznie biedniejszej, ale jeszcze bezpiecznej. Spacerujących wita odurzający smród suszony ogonków od krewetek. Leżą one w specjalnych zagrodach, od czasu do czasu przewracane na drugą stronę miotełkami i śmierdzą – myślę, że jest w tym jakiś głębszy cel, ale jeszcze go nie odnalazłam.

Na promenadę trafiliśmy w czasie odpływu. Teren był dokładnie przeszukiwany przez drapieżne ptaki, psy i ludzi. Kamienie odsłonięte przez wodę utworzyły również coś w rodzaju molo i wiele osób po nich po prostu spacerowało. 

Początek promenady w Khar West - widok na przeciwną stronę ulicy.
Rząd małych sklepików - zazwyczaj również domy, gdzie mieszkają rodziny sprzedawców.
Zagroda suszących się ogonków od krewetek. Na środku martwy ptak.
Kto nie poczuł własnymi nozdrzami, ten nie rozumie dramatyzmu sytuacji.
Promenada nad Morzem Arabskim w trakcie odpływu
Ptaki krążące nad odsłoniętym lądem
Kamienie odsłonięte przez wodę są przeszukiwane przez ludzi, psy i ptaki
Zbieracz - w tle apartamentowce Bandry
Promenada w Bandrze
Element kampanii społecznej - w temacie posta o toaletach publicznych.
To co prywatne, pozostaw prywatnym. To co publiczne, pozostaw publicznym.
Czyli w tłumaczeniu dosłownym - korzystaj z toalet publicznych, a nie ulicy.

Bezdomny pies na promenadzie w Bandrze, W Mumbaju jest wiele bezdomnych psów.
Dlatego też przez przyjazdem zalecane jest szczepienie przeciwko wściekliźnie.
Psy wydają się  jednak być dość neutralnie nastawione. Zazwyczaj śpią i ignorują otoczenie.
W takiej temperaturze zresztą wcale im się nie dziwię...
Bandra - bezdomny pies pilnuje ulicy
Krajobraz w czasie odpływu. Na dalszym planie łodzie rybackie.
Łodzie rybackie a na pierwszym planie pan rozkładający mokre pranie.
Suszenie prania nad Morzem Arabskim. W to, że będzie suche, wierzę.
W to, że czyste - raczej nie.
Molo z kamieni
Łódź i sieci rybackie
Chłopcy grający w piłkę na promenadzie
Po spacerze głodni wróciliśmy rikszą do domu i zamówiliśmy hinduskie jedzenie... Dzień można zaliczyć do bardzo udanych!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz